Korzyści z grania

Początkowo chciałam po prostu uczyć się grać na wiolonczeli. Nie spodziewałam się, że zdobyta wiedza i umiejętności okażą się też przydatne w codziennym życiu. Nie spodziewałam się też, że pracując nad utworem będę przede wszystkim pracować nad sobą.

Minęło prawie trzy i pół roku nauki i trochę się zmieniło:

1.Lepiej słyszę.

“Lepiej” w tym wypadku oznacza większą wrażliwość na barwę i wysokość dźwięków. Może wynika to z tego, że po prostu zwracam większą uwagę na dźwięki w otoczeniu. Jakikolwiek jest powód, słuchanie muzyki sprawia mi większą przyjemność niż kiedyś.

  1. Mam silniejsze dłonie i ręce, lepszą ogólną kondycję fizyczną.

Nic dziwnego. To się tylko tak wydaje, że się siedzi i macha leciutkim smyczkiem. W rzeczywistości to ciężka praca. Wysiłek muzyka na koncercie porównywany jest do wysiłku sportowca na zawodach.

Nie, nie schudłam od tego. Ale kto wie, może gdybym nie grała, to bym przytyła ?

  1. Problemy z życia wzięte rozwiązuję tak, jak problemy z utworem muzycznym – po jednym na raz i rozkładając je na mniejsze etapy.

Jak czasem myślę o tym, co mam do zrobienia, to robi mi się słabo. Wtedy mówię sobie – chwila, rozczytałaś sonatę Brevala, z tym też dasz sobie radę. Po jednej nucie, po jednym takcie.

  1. Łatwiej mi się skupić i rozwijam w sobie trudną sztukę cierpliwości.

Z tą cierpliwością to różnie. Zdarza mi się rzucać smyczkiem. Wprawdzie ostrożnie, ale jednak.

  1. Uczę się panować nad emocjami.

To publiczność ma je czuć, nie muzyk. Co wcale nie jest takie proste. Najpierw trzeba te emocje zauważyć, potem nazwać, a potem zrobić coś, żeby nie trzęsły się ręce, bo wtedy smyczek podskakuje i wychodzi nieładnie. Jak na razie to jest najtrudniejszy punkt mojej edukacji.

A ponieważ uczę się też teorii i historii muzyki, wreszcie mogę rozmawiać z Pianistą nie mówiąc co drugie zdanie “bo ten utwór to ma takie… no wiesz.. nie umiem dokładnie powiedzieć, bo mi brakuje słów”. Teraz możemy rozmawiać o muzyce, o jej interpretacji, o tym, co można usłyszeć w utworze, a czego tam nie ma. Możemy też rozmawiać o uczeniu się i wtedy czasem okazuje się, że popełniam te same błędy, i mam te same problemy, co dzieci, uczące się w szkole muzycznej. Co tylko upewnia mnie, że jestem na właściwej drodze.
Mam nadzieję grać aż do końca świata i jeszcze wiele dni po nim.

Widzieć, czy słyszeć ?

 Viola

Wiolonczela

Myślałam, że coś się stało, bo wczoraj pół dnia sprzątała. Wygarnęła kocie kłaki spod kredensu, odkurzyła dokładnie Fortepian i zegar, powpychała książki na półki i kazała dzieciom wymienić żwirek w kuwecie. Kiedy zaczęła gotować pomyślałam, że szykuje się coś dużego. Koncert? Audycja? Byłam bardzo ciekawa, nie mogłam się już doczekać dzisiejszego dnia. I co? I nic! Nic wielkiego. Po prostu przyjechał Pianista. I po co było to wszystko ? On się w ogóle nie zna na wiolonczelach, co z tego, że świetnie gra na fortepianie. Ledwo na mnie zerknął, nawet nie wziął do ręki.

-Posłuchaj, jaki ma dźwięk – sama gra – mówiła, niemiłosiernie piłując mnie smyczkiem.

– Sama nie gra, odpowiedział jej logicznie.

Dodał jeszcze, że wyglądam na porządny instrument i całkiem stracił zainteresowanie.

Też coś. Mam tylko 4 struny, a fortepian 88 klawiszy, ale to nie znaczy, że można mnie lekceważyć!

Poza tym widziałam jak na nią patrzył, kiedy się odwróciła. Zdaje się, że ciągle nie wierzy, że jej się to uda, ale ona jest uparta. Jak osioł.

E.B.

Przyjechał Pianista . Wszedł do pokoju, usiadł tam gdzie zwykle i sięgnął po ciasteczko.

-Grasz na wiolonczeli? – zapytał, zdejmując okruszki ze spodni.
Aha. Więc zauważył pulpit i nuty. A wcale nie wyglądał jakby zauważył.

-Tak, tak, zaraz Ci pokażę – powiedziałam i poszłam do drugiego pokoju przynieść Wiolkę.

-Wiem, jak wygląda wiolonczela, zawołał za mną.

Wiem, że wie, ale przecież musiałam mu ją pokazać! Chyba mu się spodobała, i wygląd, i dźwięk..

– Będę z ciekawością śledził postępy – powiedział, a twarz mu nawet nie drgnęła, patrzyłam dobrze.

Nie jestem pewna, co tak naprawdę myśli, ale zgodził się nagrać akompaniament do ślicznego i średnio zaawansowanego utworu „Pojedziemy na łów”.

A potem zastanawialiśmy się, co nagrać jako gwiazdkowy prezent dla moich dzieci. Coś z „Baśni dźwiękiem pisanych” Garści, czy może z „Albumu dla młodzieży” Schumanna? Albo „Łatwe utwory Bacha”?

Tylko czy muzyka napisana z przeznaczeniem do nauki gry nadaje się też do nauki słuchania?

Chciałabym, żeby dzieci umiały słuchać, żeby rozumiały relacje między dźwiękami i instrumentami (ale nie tak, jak to się robi na tzw. kształceniu słuchu w szkole muzycznej).

Żeby słyszały a nie „wyobrażały sobie” muzykę. Ale to chyba temat na osobny wpis.