Wyposażenie, że tak powiem, dodatkowe

W zasadzie, żeby …

W zasadzie, żeby grać, wystarczy smyczek i wiolonczela. Warto jednak dołożyć do tego parę drobiazgów , dzięki którym będzie wygodniej dla nas i bezpieczniej dla instrumentu.

1. Kalafonia

Dawno, dawno temu, kiedy byłam jeszcze małą dziewczynką, byłam przekonana, że smyczek smaruje się po to, żeby się ślizgał po strunach. Otóż nie. Smyczek smaruje się po to, żeby się NIE ślizgał, bo jak się ślizga, to piszczy.  W celu żeby nie piszczał, należy go natrzeć kalafonią. Ja używam niemieckiej Pirastro Piranito, bo taką dostałam od lutnika. Innej nie próbowałam, ale ta sprawdza się bardzo dobrze.

2. Pokrowiec albo futerał

Jeśli nie wozi się wiolonczeli, w zasadzie wystarczy pokrowiec, ale dobrze jest mieć też twardy futerał. Przyda się zwłaszcza do domu, w którym są małe dzieci, koty, albo inne wolno biegające zwierzęta, a nie ma dodatkowego pomieszczenia, w którym dałoby się schować instrument. Rodzajów futerałów jest bardzo dużo, ja mam najtańszy, z pianki  obszytej materiałem. Nie jeżdżę często z wiolonczelą, więc w zupełności wystarcza.

3. Tuner

Małe elektroniczne coś, które wydaje dźwięk o określonej wysokości i można według niego stroić wiolonczelę. Mój jest uniwersalny, to znaczy podaje  dźwięk o zadanej wysokości, albo pokazuje, czy gram poniżej lub powyżej dźwięku. Można go też wykorzystywać do poprawiania intonacji. I jeszcze ma wbudowany metronom.

4. Metronom

Rzecz bardzo przydatna, przynajmniej na początku. Pomaga utrzymać stałe tempo i określić to, do którego dążymy. Używam często, bo bez niego wciąż mi się zdarza,  że zaczynam grać ćwierćnutami, powoli i dokładnie, a kończę pędząc  ósemkami i gubiąc co poniektóre w trudniejszych miejscach.

5. Pasek albo podstawka (krążek, ochraniacz parkietu) pod nóżkę

Nawet nie wiedziałam, jak bardzo coś takie jest potrzebne!  Nóżka wiolonczeli jest ostra na końcu, jak ktoś ma w domu deski albo parkiet, to proszę bardzo, może sobie wbijać.  Ja mam, ale wbijać nie chcę, więc na nóżkę założyłam gumkę.  Gumka jednak się ślizga , co jest bardzo nieprzyjemne, bo w trakcie grania wiolonczela odjeżdża. Kupiłam więc podstawkę, ale podstawka, mimo tego, że ma pod spodem gumę, też odjeżdża. Najlepszy okazał się pasek, który nakłada się na nogę stołka, na którym się siedzi. Długość można regulować, całość jest  stabilna, wygodna i nie do ruszenia.

6. Pulpit do nut.

To nie jest zbytek, naprawdę. Kiepsko się gra patrząc w nuty położone na podłodze albo oparte o jakąś wymyślną konstrukcję z książek ustawioną na biurku. Pulpit po prostu ustawiam tam, gdzie jest mi wygodniej, tam, gdzie w danej chwili chcę grać. W ogródku, albo na strychu, albo w garażu, albo w kuchni, albo gdziekolwiek mi przyjdzie do głowy.  Mój pulpit jest leciutki, takiej dosyć delikatnej konstrukcji, więc czasem się przewraca, ale nawet taki wystarcza. Jak ktoś chce wydać więcej i ma miejsce w domu, to duży, ciężki drewniany  będzie zapewne  wygodniejszy.

7. Pasta do kołków

Mam i używam, działa tak sobie. Mimo to chyba warto mieć pod ręką na wszelki wypadek.

8. Zapasowe struny

Nie ma nic gorszego, jak struna, która pęka w piątek wieczorem, w waszym mieście nie ma sklepu muzycznego ze strunami do wiolonczeli, a paczka ze sklepu wysyłkowego dojdzie najwcześniej we wtorek. Komplet nowych, porządnych strun to wydatek nawet kilkuset złotych, dlatego, nauczona smutnym doświadczeniem kupiłam komplet najtańszych strun i dzięki temu bez obaw patrzę w przyszłość. Jak już zużyją się te, na których gram, to zapas będzie jeszcze większy i będę sobie mogła kręcić kołkami bez obaw. Hmm…

9. Utwardzacz do palców

Na samym początku grania kupiłam coś, co nazywa się Rock – Tips. To coś w rodzaju lakieru utwardzającego palce. Trzeba posmarować, odczekać minutę czy dwie aż wyschnie i już.  Działa całkiem nieźle, rzeczywiście da się dłużej grać i da się lepiej docisnąć strunę. Myślę, że może być przydatne szczególnie dla dzieci. Teraz już nie używam, ale gdyby się przytrafiło, tfu, tfu, jakieś pęknięcie skóry czy inne naruszenie ciągłości, to też można użyć.

Dodatek:

Co jest potrzebne, oprócz fortepianu,  żeby komfortowo  grać na fortepianie:

Nic.

P.S.

Jak ktoś bardzo chce, to może się zaopatrzyć w specjalną szmatkę do wycierania kurzu, pastę do polerowania mosiądzu (mój ma mosiężny napis i kółeczka ) i miskę z wodą, żeby ją postawić jako nawilżacz pod spodem.