Do utraty tchu

Czasem trzeba wpaść na sto pomysłów, żeby sto pierwszy okazał się genialny.
Czasem trzeba biec do utraty tchu, żeby móc pobiec jeszcze dalej.
Czasem trzeba coś zagrać tysiąc razy, żeby za tysiąc pierwszym razem zagrać bezbłędnie. A czasem ma się problem z uzyskaniem dobrego, mocnego, pełnego brzmienia.
-Za dużo powietrza w tym twoim graniu – powiedział mój Nauczyciel i niestety słyszałam, że ma rację. Podnosiłam trochę smyczek przy zmianach pozycji, albo zmianie kierunku smyczkowania, przez co następny dźwięk miał inną barwę i odzywał się ciszej.
Ćwiczyłam i ćwiczyłam, i rozpacz mnie ogarniała, bo ciągle było nie tak. Niedobrze. Brzydko. Miałam już dość, bolały mnie palce i bolało mnie ramię, ale się uparłam. Jeszcze raz, jeszcze chwilę, jeszcze pół godziny, mówiłam sobie, zaciskając zęby. Grałam. Aż nagle, ze zmęczenia, ręka po prostu opadła mi na struny. Oparła się całym ciężarem na smyczku. I to było to!
Czasem dopiero zmęczenie powoduje, że odpuszczamy, przestajemy kontrolować i pozwalamy, żeby nasze ciało zaczęło reagować i zachowywać się w sposób naturalny. Ze zmęczenia znikają napięcia i ręka układa się tak, jak powinna. Potem wystarczy to tylko zapamiętać.

Kto ma więcej czasu

Do tej pory wydawało mi się, że dorośli mają trudniej, bo mają o wiele mniej czasu na granie, niż dzieci. Muszą pracować, zajmować się domem i w ogóle spełniać te wszystkie “dorosłe” obowiązki, które same się nie zrobią. Dzieciaki – myślałam -mogą ćwiczyć, ile chcą i niczym innym się nie przejmować.
Akurat.
Przyjrzałam się bliżej moim dzieciom. Starszy z synów właśnie poszedł do liceum. Wraca do domu po czwartej, często jeszcze później. Odrabia lekcje i na jakieś własne zainteresowania albo spotkania ze znajomymi w ciągu tygodnia prawie nie ma czasu.
Młodszy chodzi do siódmej klasy szkoły podstawowej, z bezsensownym programem zafundowanym mu przez miłościwie nam panujących i wraca do domu równie późno.
Jeśli chodziliby do szkoły muzycznej, mieliby jeszcze do tego przynajmniej dwa, a może i trzy razy w tygodniu dodatkowe zajęcia. Na instrumencie ćwiczyliby pewnie dłużej w sobotę i niedzielę, w resztę dni tygodnia byłoby z tym trudno.
Chyba w ogóle mało jest ludzi, którzy mogą cały swój czas zagospodarować tak, jak chcą, wyłącznie na swoje pasje. Dorośli i dzieci, wszyscy w tych dziwnych czasach jesteśmy bardzo zajęci, niekoniecznie tym, co nam służy.
Różnicą między dorosłymi a dziećmi nie jest więc brak czasu czy jego mniejsza ilość, ale to, co mamy w głowie.

Żeby znaleźć czas na ćwiczenie, trzeba odsunąć na bok problemy, trzeba na tę godzinę czy dwie dziennie postawić na pierwszym miejscu nie innych i ich potrzeby, a siebie.
Z czasem, im częściej się gra, tym łatwiej wyrzucić z głowy wszystko poza muzyką, przynajmniej na czas ćwiczenia.
To robi ogólnie dobrze na wszystko.

Ćwiczenie jest nudne?

„Z czym będzie …

„Z czym będzie trudno? Z nudą. Może trudno w to uwierzyć ale na początku nauki gry na instrumentach wieje nudą”

“Szkoła muzyczna kojarzy się z rygorem, nudnymi palcówkami, gamami granymi w samotności.”

“Nauka gry to długie lata nudnych ćwiczeń”

Ćwiczenie jest żmudne. Jest trudne. Bywa frustrujące, tak, że czasem mam ochotę wyrzucić instrument przez okno.
Nudne nie bywa nigdy. Nawet kiedy gram gamy albo techniczne wprawki.
Skąd więc to wszechobecne przekonanie o nudzie? Nie wiem. Nie wyobrażam sobie, że można przez lata, przez setki i tysiące godzin wykonywać czynność, która nudzi. Jaki sens miałoby coś takiego? Dla przyszłych korzyści? Po to, żeby po latach coś “ładnie zagrać”? A może to tylko taki stereotyp, słowa wypowiadane ot, tak, bez zastanowienia? Może nauczyciele powtarzają to uczniom, bo ich nauczyciele kiedyś powiedzieli to im? Nie wiem.

Wiem jedno – jeśli ćwiczenie was nudzi i nie potraficie z tym nic zrobić, nie grajcie.

 

Czas

Piszę tak rzadko, bo …

Piszę tak rzadko, bo gram.

Nie żartuję.  Ponad dwa lata temu nie byłam w stanie ćwiczyć dłużej, niż 20 minut dziennie.  Stopniowo ten czas się wydłużał. Wzmacniały się mięśnie, twardniały opuszki palców. W październiku zeszłego roku ćwiczyłam półtorej godziny dziennie, teraz dwie, czasem dwie i pół. Mogłabym i dłużej, ale problemem jest wygospodarowanie czasu.  Mam też inne zajęcia, wiele rodzinnych obowiązków, znalezienie  dwóch i więcej godzin na codzienne ćwiczenie bywa problematyczne. Jeśli czegoś zazdroszczę dzieciakom to tego, że mogą w pełni poświęcić się nauce.