Fanaberia czy sens życia?
-No bo ta twoja wiolonczela to taka fanaberia. Nie musisz grać – usłyszałam niedawno od znajomego.
Fanaberia, kaprys, zachcianka, widzimisię. Coś niepotrzebnego. Są ważniejsze rzeczy. Trzeba płacić rachunki, kupować jedzenie i ubranie. Po to pracujemy, żeby zaspokoić te wszystkie życiowe potrzeby, swoje i, przede wszystkim, swojej rodziny. Dopiero na końcu, jeśli zostanie trochę czasu i pieniędzy, możemy zająć się swoim hobby. Oczywiście najlepiej takim, na którym można zarobić.
Też tak myślicie?
Według mnie jest odwrotnie. Praca powinna nam zapewniać byt, bo oczywiste jest, że musimy gdzieś mieszkać, coś jeść i w coś się ubrać. Powinna jednak też zostawiać nam czas i pieniądze na przyjemności, na robienie tego, na co mamy ochotę. Obojętnie, czy jest to gra na instrumencie, taniec, podróże, czytanie, czy picie piwa przed telewizorem.
Tymczasem większość ludzi pracuje coraz dłużej, coraz ciężej, za coraz mniejsze pieniądze.
Jest coś nienormalnego w świecie, w którym praca, nie ta wykonywana z pasji, ale z konieczności, staje się jedynym celem życia.
Jest coś nienormalnego w świecie, w którym jedna pensja i jedno miejsce pracy nie wystarcza, żeby przeżyć.
Jest coś bardzo nienormalnego w świecie, w którym ludzie wierzą, że wszystko, co robią dla siebie, a co nie przynosi zysku, to fanaberia.
