Jak przewieźć wiolonczelę

Viola, jeśli już …

Wiolonczela, jeśli już musi, podróżuje ze mną na tylnym siedzeniu samochodu, przypięta pasem.

Zanim zabierze się instrument w podróż autobusem albo pociągiem warto sprawdzić regulamin przewoźnika. Niektórzy nie wymagają dodatkowych opłat, inni tak, lepiej upewnić się wcześniej.

W samolocie raczej nie należy przewozić wiolonczeli w luku bagażowym. Będzie tam narażona na zmiany temperatur, a dodatkowo obsługa lotniska często nie obchodzi się z bagażami zbyt delikatnie. Poza tym bagaż czasem się gubi i trudno powiedzieć, w jakim stanie będzie nasza wiolonczela kiedy się już odnajdzie. Jeśli się odnajdzie.

Wiolonczela jest zbyt duża, żeby lecieć jako bagaż podręczny, dlatego żeby mogła lecieć w kabinie, obok nas, trzeba wykupić dla niej dodatkowy bilet, przy czym zazwyczaj jest to cena samego biletu, bez opłat dodatkowych. Przewóz należy zgłosić przy rezerwacji biletu i oczywiście zapoznać się wcześniej z wymaganiami przewoźnika.

Jeżeli instrument ma więcej niż 50 lat  potrzebna jest zgoda konserwatora zabytków na wywóz, którą wydaje  na podstawie ekspertyzy lutniczej. Jeżeli instrument jest młodszy, też warto mieć przy sobie ekspertyzę lutniczą dla ewentualnej kontroli celnej. Warto przed podróżą zadzwonić do konserwatora i upewnić się, czy przepisy się nie zmieniły.

Szerokiej drogi!

Wyposażenie, że tak powiem, dodatkowe

W zasadzie, żeby …

W zasadzie, żeby grać, wystarczy smyczek i wiolonczela. Warto jednak dołożyć do tego parę drobiazgów , dzięki którym będzie wygodniej dla nas i bezpieczniej dla instrumentu.

1. Kalafonia

Dawno, dawno temu, kiedy byłam jeszcze małą dziewczynką, byłam przekonana, że smyczek smaruje się po to, żeby się ślizgał po strunach. Otóż nie. Smyczek smaruje się po to, żeby się NIE ślizgał, bo jak się ślizga, to piszczy.  W celu żeby nie piszczał, należy go natrzeć kalafonią. Ja używam niemieckiej Pirastro Piranito, bo taką dostałam od lutnika. Innej nie próbowałam, ale ta sprawdza się bardzo dobrze.

2. Pokrowiec albo futerał

Jeśli nie wozi się wiolonczeli, w zasadzie wystarczy pokrowiec, ale dobrze jest mieć też twardy futerał. Przyda się zwłaszcza do domu, w którym są małe dzieci, koty, albo inne wolno biegające zwierzęta, a nie ma dodatkowego pomieszczenia, w którym dałoby się schować instrument. Rodzajów futerałów jest bardzo dużo, ja mam najtańszy, z pianki  obszytej materiałem. Nie jeżdżę często z wiolonczelą, więc w zupełności wystarcza.

3. Tuner

Małe elektroniczne coś, które wydaje dźwięk o określonej wysokości i można według niego stroić wiolonczelę. Mój jest uniwersalny, to znaczy podaje  dźwięk o zadanej wysokości, albo pokazuje, czy gram poniżej lub powyżej dźwięku. Można go też wykorzystywać do poprawiania intonacji. I jeszcze ma wbudowany metronom.

4. Metronom

Rzecz bardzo przydatna, przynajmniej na początku. Pomaga utrzymać stałe tempo i określić to, do którego dążymy. Używam często, bo bez niego wciąż mi się zdarza,  że zaczynam grać ćwierćnutami, powoli i dokładnie, a kończę pędząc  ósemkami i gubiąc co poniektóre w trudniejszych miejscach.

5. Pasek albo podstawka (krążek, ochraniacz parkietu) pod nóżkę

Nawet nie wiedziałam, jak bardzo coś takie jest potrzebne!  Nóżka wiolonczeli jest ostra na końcu, jak ktoś ma w domu deski albo parkiet, to proszę bardzo, może sobie wbijać.  Ja mam, ale wbijać nie chcę, więc na nóżkę założyłam gumkę.  Gumka jednak się ślizga , co jest bardzo nieprzyjemne, bo w trakcie grania wiolonczela odjeżdża. Kupiłam więc podstawkę, ale podstawka, mimo tego, że ma pod spodem gumę, też odjeżdża. Najlepszy okazał się pasek, który nakłada się na nogę stołka, na którym się siedzi. Długość można regulować, całość jest  stabilna, wygodna i nie do ruszenia.

6. Pulpit do nut.

To nie jest zbytek, naprawdę. Kiepsko się gra patrząc w nuty położone na podłodze albo oparte o jakąś wymyślną konstrukcję z książek ustawioną na biurku. Pulpit po prostu ustawiam tam, gdzie jest mi wygodniej, tam, gdzie w danej chwili chcę grać. W ogródku, albo na strychu, albo w garażu, albo w kuchni, albo gdziekolwiek mi przyjdzie do głowy.  Mój pulpit jest leciutki, takiej dosyć delikatnej konstrukcji, więc czasem się przewraca, ale nawet taki wystarcza. Jak ktoś chce wydać więcej i ma miejsce w domu, to duży, ciężki drewniany  będzie zapewne  wygodniejszy.

7. Pasta do kołków

Mam i używam, działa tak sobie. Mimo to chyba warto mieć pod ręką na wszelki wypadek.

8. Zapasowe struny

Nie ma nic gorszego, jak struna, która pęka w piątek wieczorem, w waszym mieście nie ma sklepu muzycznego ze strunami do wiolonczeli, a paczka ze sklepu wysyłkowego dojdzie najwcześniej we wtorek. Komplet nowych, porządnych strun to wydatek nawet kilkuset złotych, dlatego, nauczona smutnym doświadczeniem kupiłam komplet najtańszych strun i dzięki temu bez obaw patrzę w przyszłość. Jak już zużyją się te, na których gram, to zapas będzie jeszcze większy i będę sobie mogła kręcić kołkami bez obaw. Hmm…

9. Utwardzacz do palców

Na samym początku grania kupiłam coś, co nazywa się Rock – Tips. To coś w rodzaju lakieru utwardzającego palce. Trzeba posmarować, odczekać minutę czy dwie aż wyschnie i już.  Działa całkiem nieźle, rzeczywiście da się dłużej grać i da się lepiej docisnąć strunę. Myślę, że może być przydatne szczególnie dla dzieci. Teraz już nie używam, ale gdyby się przytrafiło, tfu, tfu, jakieś pęknięcie skóry czy inne naruszenie ciągłości, to też można użyć.

Dodatek:

Co jest potrzebne, oprócz fortepianu,  żeby komfortowo  grać na fortepianie:

Nic.

P.S.

Jak ktoś bardzo chce, to może się zaopatrzyć w specjalną szmatkę do wycierania kurzu, pastę do polerowania mosiądzu (mój ma mosiężny napis i kółeczka ) i miskę z wodą, żeby ją postawić jako nawilżacz pod spodem.

Który instrument jest trudniejszy, czyli wiolonczela vs fortepian

„Grać na …

„Grać na wiolonczeli jest trudniej, bo to instrument smyczkowy, one wszyskie są trudne.”

Taką odpowiedź słyszałam najczęściej, ale dla mnie wcale nie jest to takie oczywiste. A raczej jest, ale w drugą stronę.

Na fortepianie próbuję grać od kilku lat, na wiolonczeli dopiero od dwóch miesięcy, ale jak na razie na wiolonczeli idzie mi lepiej.

Na fortepianie łatwo jest wywołać dźwięk. Naciskasz klawisz i już. Od początku da się tego słuchać. W dodatku klawisze ułożone są w kolejności, w jednej linii, w tej samej odległości od siebie, łatwo nauczyć się położenia każdego z dźwięków.

Na wiolonczeli nie ma progów, trzeba znaleźć „na ucho” właściwy dźwięk, a potem wprawić strunę w drganie smyczkiem.

Na fortepianie łatwiej jest utrzymać rytm. Puszczasz klawisz, tłumik opada i dźwięk się  kończy.

W przypadku wiolonczeli  trzeba podzielić sobie smyczek, zaplanować, jakiej jego części użyć, żeby dźwięki miały taką długość, jak ta zapisana w nutach.

Ale cała reszta jest trudniejsza.

W muzyce nie chodzi przecież  tylko o wydobycie dźwięku, ale o jego kształtowanie. O to, żeby ta sama nuta brzmiała ostro, lub miękko i śpiewnie, żeby ton był czysty i ładny, żeby był bogaty i nośny.

Kiedy gram na wiolonczeli, błędy słyszę od razu, bo brzmi to tak fatalnie, że aż zęby bolą. Poprawiam wtedy palec albo pociągnięcie smyczkiem i słyszę, czy gram lepiej.   Na fortepianie można grać brzydkim dźwiękiem i wcale o tym nie wiedzieć. A jak poprawić coś, czego się nie słyszy?

Fortepian to możliwość zagrania nawet dziesięciu dźwięków jednocześnie. To oznacza konieczność kontrolowania dziesięciu palców. Każdy z nich musi być niezależny, ale też musi umieć działać z wyrównaną, taką samą siłą i prędkością. Jeśli, na przykład, gram jakiś akord piano, wystarczy jeden niesforny palec który uderzy mocniej, żeby popsuć cały efekt.

W dodatku lewa i prawa ręka grają często inne tempo, inną dynamikę, inny rytm, a czasem zamieniają się ze sobą miejscami na klawiaturze.  

Na wiolonczeli da się zagrać tylko dwa dźwięki na raz (ok, więcej też, ale to dużo wyższy stopień zaawansowania), dwa palce przyciskają strunę. Owszem, muszą działać niezależnie, ale  siła potrzebna jest głównie do tego, żeby odpowiednio mocno docisnąć strunę do gryfu .

Do gry na fortepianie potrzebne jest słyszenie harmoniczne, czyli umiejętność rozpoznawania całych grup dźwięków i relacji między nimi. W grze na wiolonczeli bardziej przydaje się umiejętność słyszenia melodycznego, czyli słyszenia kolejnych, pojedynczych dźwięków i  odległości między dźwiękami.

Wreszcie uczenie się na pamięć – w literaturze fortepianowej nawet łatwe, początkowe utwory to o  wiele więcej nut do zapamiętania niż w wiolonczelowej.

 

 

fortepian

wiolonczela

wywołanie dźwięku

łatwiejsze

trudniejsze

utrzymanie rytmu

 łatwiejsze

trudniejsze

kształtowanie dźwięku

 trudniejsze

łatwiejsze

słyszenie

harmoniczne (trudniejsze)

melodyczne (łatwiejsze)

palcowanie

trudniejsze

łatwiejsze

nauka na pamięć

trudniejsza

łatwiejsza

Ilość dźwięków na raz

dziesięć

dwa

 

Ale może to, na jakim instrumencie trudniej zagrać zależy od predyspozycji? Albo od stopnia zaawansowania? Albo od tego, czy jest to pierwszy instrument, czy kolejny? A może od tego, w jakim wieku zaczynamy grać?

 

 

 

 

 

Jak dbać o wiolonczelę ?

O wiolonczelę należy …

O wiolonczelę należy dbać jak o dzieło sztuki. Kropka.

Cienkie drewno, dusza.  Delikatny, spirytusowy lakier.

Nie rzucać, nie kopać, nie siadać na, nie używać jako podpórki pod ani tym bardziej jako stopera w drzwiach.

Drewno się paczy, cienkie drewno paczy się szczególnie łatwo, drewno instrumentu cały czas pracuje, więc:  nie narażać na zmiany temperatury a zwłaszcza wilgotności. Nie zabierać na rejsy morskie, rajdy konne, przeprawy przez biebrzańskie trzęsawiska  ani na trekkingi w Himalajach. Nici ze wspólnych, upojnych wieczorów przy ognisku, koncertów na kładce przerzuconej przez strumień, nici z romantycznych poranków na mokrej od rosy łące.

Najlepiej byłoby przeznaczyć dla wiolonczeli oddzielny pokój i nigdy jej stamtąd nie zabierać. Stała wilgotność, stała temperatura. Cisza, spokój i bezpieczeństwo.

No ale w końcu nie po to mamy wiolonczelę…

A bardziej serio – wiolonczela rzeczywiście jest bardzo delikatna. To duży instrument, a pudło rezonansowe jest zrobione z cienkich deseczek. Dlatego łatwo reaguje na zmiany temperatury i wilgotności.  Struny się luzują, albo odwrotnie, napinają, dźwięk się zmienia i instrument nie brzmi tak, jak by się chciało. Jeśli często masz w mieszkaniu zbyt wilgotne powietrze, można zainstalować w nim osuszacz, można też spróbować podnieść trochę temperaturę. Jeśli jest zbyt suche można kupić specjalny nawilżacz do wiolonczeli i trzymać ją razem z nim w futerale. Wiolonczeli  nie należy stawiać przy kaloryferze, ani pod oknem.

Do czyszczenia z kalafonii wystarczy sucha szmatka. Istnieją też specjalne płyny do czyszczenia (użyłam takiego dopiero raz, po pięciu latach grania), pod żadnym pozorem nie należy używać dostępnych w sklepach płynów do czyszczenia drewna, bo można całkiem zniszczyć lakier. Nie używamy też wody z mydłem , ani samej wody, jeśli namoczymy drewno, to schnąc, może nawet pęknąć.

Jeśli kołki obracają się zbyt luźno, albo nie obracają wcale, można użyć pasty do kołków – są jej dwa rodzaje. Osobiście nie odważyłam się wypróbować domowych sposobów typu kreda czy mydło.

A jeśli ktoś mimo wszystko bardzo chce zabierać swoją wioloczelę  na biwak, żeglować z nią albo na ten przykład jeździć konno, to polecam wiolonczelę z włókna węglowego.

A ja idę okryć moją ciepłym kocykiem.

Dobranoc Państwu.

Jak wybrać wiolonczelę

Jak wybrać wiolonczelę?

Teoretycznie można samemu. Wtedy, po pierwsze, trzeba ustalić rozmiar – ja mam 158 cm wzrostu i wiolonczelę 4/4, ale ważna jest też długość ramienia i rozpiętość palców. Jeśli masz wzrost 152 i więcej, długość ramienia co najmniej 60 cm i rozpiętość palców liczoną od czubka małego do wskazującego palca co najmniej 15 cm, to 4/4, będzie prawdopodobnie dobrym rozmiarem.

(dokładniejsze wskazówki w j.ang. tutaj: http://musicshowcaseonline.com/cello_sizing.asp)

Po drugie dźwięk – dobra wiolonczela powinna mieć, co oczywiste, piękny dźwięk. Dobra wiolonczela śpiewa nawet w niezbyt wprawnych rękach. Tak jak moja.

Jasne, ale jak to sprawdzić przez internet? Ba, jak to sprawdzić w sklepie, jeśli nigdy w życiu nie miało się w ręku smyczka?

Teoria jest taka : dobra wiolonczela ma profilowane boki z litego drewna, hebanową podstrunnicę i kołki, podstawek z klonu, jest klejona na gorąco i przygotwywana do gry przez lutnika.

Tyle, że tego też nie sprawdzisz przez internet, bo napisać można wszystko.

Jakimś wyznacznikiem jest cena, przyzwoite instrumenty zaczynają się powyżej 2 tys. złotych, ale lepiej, jeśli masz co najmniej trzy. Pięć i pół na początek też nie będzie złym założeniem. Górna granica… czy ja wiem? Podobno są instrumenty za milon dolarów, ale chwilowo nie dysponuję, więc nawet się nie przyglądam.

Jeśli kupisz tani instrument, tylko ze względu na cenę, może się okazać, że nie wydobędziesz z niego dobrego dźwięku, nie dlatego, że nie potrafisz, ale dlatego, że się nie da. Będziesz się z nim zmagać, a w końcu być może całkiem się zniechęcisz.

Dobrą wiadomością jest to, że porządny akustyczny, instrument nie traci na wartości, więc nawet jeśli zdecydujesz, że nie chcesz grać, będziesz mógł go sprzedać za tyle, ile go kupiłeś.

A wiolonczele elektryczne?
A chce Ci się targać wszędzie ze sobą kolumny i wzmacniacz? I co będzie, jeśli wyłączą prąd?

Jak już przyswoisz tę całą teorię, to przejrzyj oferty sklepów muzycznych, ogłoszenia prywatne i Allegro. Poczytaj opisy, pooglądaj obrazki.

A potem znajdź wiolonczelistę, nauczyciela albo lutnika, który pomoże Ci dobrać rozmiar i ocenić jakość instrumentu. Albo zrób to od razu, zaoszczędzisz czas.